Z czerni łagodnym dekoloryzatorem zeszłam do ciemnego brązu. Nie o tym marzyłam. Chciałam jasnego brązu aby móc się przefarbować na wiśniowy kolor.
Po dekoloryzacji pofarbowałam włosy jakimś odcieniem brązu. Chyba był to korzenny brąz z Joanny.
Włosy były ciemne. Wyglądały naturalnie, i były jeszcze zdrowe.
Potem przyszła pora na rozjaśnianie ekstremalne. Użyłam rozjaśniacza syoss 11-0. Dla wyrównania koloru wyfarbowałam włosy farbą syoss miodowy blond 8-7. Zracji, że tęskniłam za czerwonymi włosami niedługo po rozjaśnianiu użyłam szamponetki wiśniowa czerwień i porzeczkowa czerwień z joanny. Efekt był okropny. Rozjaśnienie nie było wystarczające. Były jano ciemne pasemka. Przez to nierównomiernie chwyciła czerwień. Wyglądałam fatalnie. Choć włosy nie były aż tak zniszczone.
Po tych przygodach musiałam jeszcze raz je rozjaśnić. Nie pamietam jaki to był odstep czasu ale chyba kilka dni. Po dokładnym powtórzeniu powyższych czynności włosy były bardzo zniszczone. Podwójne rozjaśnianie to największa głupota jaką zrobiłam. Ale efek po stylizacji był ok. Lecz włosy pozostawione same sobie to istne siano.
Po roku czasu zdecydowałam się na świadomą pielęgnacje i jest coraz lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz